
- Hej
Holly, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - głos Zoe wyrwał mnie z zamyślenia.
Spojrzałam na przyjaciółki, które
spoglądały na mnie z ekranu monitora. Wszystkie trzy utkwiły jak na zawołanie
we mnie swój wzrok jakbym co najmniej zwariowała.
- Um... tak słucham. - poprawiłam
kosmyk włosów, który dyskretnie wymknął się z mojego koka.
Tak naprawdę moje myśli wcale nie
krążyły wokół "kolejnej
świetnej imprezy, na której mnie nie było". Całą ostatnią noc
przeleżałam w łóżku gapiąc się bez celu w sufit i co chwilę wzdrygając się na
widok szczelnie już zamkniętego okna. Wiadomość od tajemniczej osoby nie
chciała mi wyjść z głowy. Martwiło mnie to jak dużo ona
wiedziała. Jednak jedno było dla mnie pewne - coś się dzieje. Coś, o czym nigdy
nie powinnam się dowiedzieć, mimo to byłam w to jakiś sposób wplątana.
- Mogę się założyć, że jesteś
zakochana, to dlatego się tak dziwnie zachowujesz. - powiedziała Liesel
podpierając twarz na dłoniach.
Tak, na razie jedynym facetem,
którego poznałam jest psychol, który chce mojej śmierci. Idealnie.
- Błagam, nie zaczynajcie tylko o facetach - jęknęła
Elody ubrana w swoją neonowo różową, flanelową piżamę.
Musicie wiedzieć, że Elody nosiła
swoje piżamy prawie jak flagi. Każda symbolizowała jej stan, który aktualnie
przechodzi. Neonowy róż i flanela symbolizowało zerwanie z chłopakiem, a
rozmazany makijaż i kasztanowe włosy w nieładzie dopełniały całkowicie moje
przypuszczenia.
"Obok" niej na ekranie Skype'a siedziała
wygodnie rozłożona na swojej kanapie Liesel zajadając się ciastkami korzennymi.
Liesel była jedną z tych dziewczyn, które dwadzieścia cztery na siedem
siedziały z głową chmurach rysując na marginesach zeszytów serduszka i inne
takie dziewczęce rzeczy. Mimo to, była najlepszą przyjaciółką jaką można sobie
wyobrazić.
Jeśli chodzi o Zoe, zaprzyjaźniłyśmy
się między szóstą, a siódmą klasą na przyjęciu wokół basenu u Bethany Morton.
Jedna z jej koleżanek - Juliet Parker popisywała się po głębokiej stronie skacząc
z trampoliny na bombę, choć tak naprawdę chwaliła się tym, że od czerwca do
sierpnia wyrosły jej piersi rozmiaru C - żadna z nas nie miała większych.
Poszłam dolać sobie więcej soku, kiedy nagle Zoe podeszła do mnie ze lśniącymi
brązowymi oczami, które w świetle letniego słońca wyglądały jak dwa węgielki.
Nigdy wcześniej nie rozmawiałyśmy.
- Musisz to zobaczyć
- powiedziała, ciągnąc mnie za ramię. Jej oddech pachniał miętowymi lodami, a
brązowe loki uroczo skręcały się na końcach.
Zaciągnęła mnie do pokoju Bethany,
gdzie wszystkie dziewczyny zrzuciły na jedną kupę swoje torby i ubrania na
zmianę. Juliet miała różową torbę z inicjałami wyszytymi fioletową nitką na
boku. Zoe oczywiście musiała być tutaj wcześniej i dwa razy zdążyła ją
przeszukać, bo schyliła się i od razu wyciągnęła przezroczystą, zamykaną
hermetycznie saszetkę, podobną do tych w jakich nosiło się kolorowe długopisy w
zerówce.
- Patrz! - podniosła opakowanie i
potrząsnęła nim. W środku były dwa tampony.
Nawet nie pamiętam jak szybko zaczęłyśmy
wraz z Zoe biegać po domu, przetrząsając szuflady i szafki w łazienkach i
zbierając wszystkie tampony oraz podpaski Bethany, jej mamy i starszej siostry.
Ze szczęścia kręciło mi się w głowie. Rozmawiałyśmy - ja z Zoe Bellisario. I
nie tylko rozmawiałyśmy, ale śmiałyśmy się i to tak mocno, że musiałyśmy
ściskać kolana, żeby się nie posikać. Potem wybiegłyśmy na taras i obrzuciłyśmy
tamponami gości wokół basenu. Zoe śmiała się w niebogłosy:
- Juliet! Coś ci wypadło z torebki!
Kilka taponów wylądowało w wodzie i
wszyscy faceci w ogromnym popłochu zaczęli wychodzić z basenu, jakby mieli się
zaraz czymś zarazić. Juliet stała na trampolinie, ociekała wodą i trzęsła się,
a my umierałyśmy ze strachu.
Wciąż nie wiem dlaczego Zoe mnie
namierzyła. Po latach starań udało mi się wznieść z towarzyskiego dna zaledwie
na towarzyski poziom średni. Zoe brylowała już od pierwszej klasy, kiedy tylko
się tutaj przeprowadziła. W klasowym występie, gdy wystawialiśmy Czarnoksiężnika
z krainy Oz, grała
Dorotkę. W trzeciej klasie w inscenizacji Charliego i fabryki czekolady zagrała
Charliego.
To powinno dać wam ogólny obraz sytuacji.
Już sama obecność Zoe sprawia, że
ludzie wokół zachowują się nienaturalnie, przedmioty tracą nagle kontury, a
kolory zlewają się ze sobą.
Oczywiście, nigdy jej tego nie
powiedziałam. Wyśmiałaby mnie i wyzywała od lesbijek, czy coś.
Jednak od tamtej chwili stałyśmy się
najlepszymi przyjaciółkami. Liesel dołączyła później, kiedy razem z Zoe w
wakacje przed ósmą klasą grałyśmy w lidze hokeja na trawie. Elody z kolei
przeprowadziła się do Newcastle w pierwszej klasie liceum. Na jednej z
pierwszych imprez poderwała Kenta Turnera, w którym Zoe bujała się od pół roku.
Wszyscy myśleli, że Zoe zabije Elody. Ale w poniedziałek w szkole Elody
siedziała przy naszym stoliku w czasie lunchu, pochylone razem z Zoe nad
talerzem zawijanych frytek, chichrały się i zachowywały tak, jakby znały się od
zawsze.
- Znowu odpłynęłaś Holly - mruknęła
Zoe z ekranu
Otworzyłam usta, żeby jej
odpowiedzieć, ale ubiegł mnie dzwonek od drzwi wejściowych.
- Chwila, muszę otworzyć drzwi,
zaraz będę. - jednym ruchem zgasiłam ekran w laptopie i poszłam w stronę drzwi
mając pewność, że to albo tata z Allison wracający z zebrania rady mieszkańców
lub zmęczony Jeremy z kijem do lacross'a. Siedziałam jedynie z moim starszym
bratem Tylerem, który przyleciał do naszego nowego domu na miesiąc. Tyler
normalnie studiował na Uniwersytecie Yale w Stanach prawo i czasem wydawało mi
się, że był jedynym udanym Carverem
w tym pokoleniu.
Jednak po otworzeniu drzwi
zobaczyłam wysokiego, możliwe o parę lat starszego ode mnie mężczyznę. Był o
wiele wyższy (pozdrawiam swoje metr sześćdziesiąt centymetrów) i jak na
swój wiek całkiem dobrze zbudowany. Po chwili jednak przyjrzałam się jego
ubraniu, które zadziwiająco przypominało uniform mojego taty... ups.
- Dzień dobry - spojrzałam na niego
zdziwiona - a Pan do kogo?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i
wyciągnął z kieszeni policyjnego stroju plakietkę z dokumentem.
- Jacob Brooks, policja. - schował
plakietkę, a krótkofalówka przy jego pasku wydała jakiś dźwięk.
Nagle przypomniałam sobie, kim jest
ten facet. Kiedy byłam w siódmej klasie, on chodził do czwartej klasy liceum.
To ten Jake Brooks kiedyś podkablowywał mojego brata, gdy zrywał się z lekcji.
Teraz on przychodzi tutaj jako policjant, a mój brat studiuje prawo na Yale.
Och, jaki ten świat mały.
- Eee... jest tutaj twój ojciec? -
uniósł brwi widząc, że przez dłuższy czas się nie odzywam, a ja przybiłam sobie
piątkę w myślach i spaliłam się rumieńcem.
Brawo Holly.
- Holly? Z kim rozmawiasz? -
usłyszałam za sobą głos Tylera, który schodził ze schodów ubrany jedynie w
dresy i bluzkę bez rękawów, co znaczyło, że ćwiczył w piwnicy.
- Och, to ty Carver. - uśmiech
policjanta natychmiastowo się zmienił z ciepłego na przesiąknięty jadem. - W
sumie do ciebie też mam sprawę.
Brat podszedł do mnie i położył mi
dłoń na ramieniu delikatnie ściskając.
- Miło, że się znowu spotkaliśmy
Brooks, dawno nie skopałem ci tyłka, ale jak już jesteś to nie muszę szukać
twojego numeru. - na twarz mojego starszego brata wpłynął taki sam uśmiech, co
przeraziło mnie jeszcze bardziej.
- Uważaj do kogo mówisz Tyler, nie
chcesz mieć znowu na
pieńku z policją. - mówiąc to minął nas w drzwiach i bez ogródek wszedł do domu
mierząc brata wzrokiem.
Szczęka mojego brata niebezpiecznie
się napięła na słowa policjanta, przez chwilę wyglądał jakby miał mu przyłożyć,
ale po chwili ciszy otworzył usta i warknął w moją stronę:
- Holly. Na górę. Już.
- Nie musisz niczego ukrywać Carver.
Twoja siostra powinna wiedzieć o co chodzi. - mężczyzna spojrzał się na mnie i
lekko skrzywił.
Niechętnie powlokłam się w stronę
schodów zastanawiając się nad całą tą sytuacją. Tyler nigdy się tak nie
zachowywał. Był jedną z najspokojniejszych osób jakie znam, a po wypadku mamy
jeszcze bardziej zamknął się w sobie, przez co więcej myślał niż mówił. Mimo
to, nigdy nie był aż tak przerażony i wściekły jednocześnie.
Będąc już na szczycie schodów kątem
oka zobaczyłam, że mój brat zaprowadził Brooks'a w stronę salonu, więc mogłam
bezpiecznie podsłuchiwać ich rozmowę. Delikatnie się cofnęłam i usiadłam na
jednym schodku.
- ...chyba wiesz co to oznacza
Carver, oglądałeś wiadomości. - powiedział policjant.
- Wiem o co ci chodzi. Policja już
mnie sprawdzała Brooks, jestem bezpieczny. Więc nic na mnie nie masz.
Jake podszedł do niego bliżej, że w
pewnym momencie pomyślałam, że ta krótka wymiana zdań nie skończy się dobrze.
Chłopak zaczął mówić tak cicho, a jego głos był taki oschły, że musiałam
przysunąć się z całej siły do ściany, by cokolwiek usłyszeć.
- Oboje wiemy Carver, w jakie gówno
byłeś i jesteś nadal wplątany. Hemmings wrócił i nie będzie już taki łaskawy
dla ludzi, którzy zostawili go na lodzie.
Nagle podskoczyłam ze strachu
słysząc dźwięk pięści uderzającej o ścianę nade mną. Tyler pękł.
- Mam nadzieję, że będziesz się
opiekować rodziną. W przeciwnym razie, twoja siostra może skończyć z
poderżniętym gardłem, w końcu w tym najlepiej specjalizuje się twój przyjaciel.
Oczywiście na zmianę z rozjeżdżaniem wraz z swoją bandą, ludzi w całym Sydney...
- Spieprzaj z mojego domu Brooks. -
warknął Tyler - Obym nigdy więcej nie widział tutaj twojej fałszywej mordy.
Usłyszałam zbliżające się kroki
policjanta, więc szybko zerwałam się, jak najciszej na górę schodów. Oparłam
się plecami o zimną ścianę i wzięłam parę głębokich oddechów by unormować ten
ogromny młot bijący w mojej klatce piersiowej.
Nie powinnam nic widzieć. Nie
powinnam nic słyszeć. Nie powinno mnie tu być.
Weszłam z powrotem do swojego pokoju
i włączyłam telewizor, przełączając kanał na lokalne wiadomości.
Usiadłam na łóżku czując jak moje
nogi odmawiają posłuszeństwa. Nagle pasek informacyjny zrobił się cały czerwony
oraz wpłynął na niego napis RAPORT SPECJALNY.
- Przerywamy program informacyjny,
żeby poinformować, że wczoraj w nocy przestępca ścigany w całej Australii -
Luke Hemmings - uciekł z więzienia pod zaostrzonym rygorem. -
zdjęcie zbiega pojawiło się na ekranie.
Wstrzymałam nagle oddech. Chłopak
mógł być w moim wieku, jasne blond włosy miał postawione wysoko, na dolej
wardze widniał czarny lip
ring. Nie wyróżniał się niczym od innych nastolatków. To właśnie było
największym powodem mojego przerażenia. Wyglądał normalnie. Mimo to,
jego lodowato niebieskie oczy przewiercały mnie na wylot powodując u mnie gęsią
skórkę.
- Policja prosi państwa o szczególne
zachowanie ostrożności. Mężczyzna był znany z wielu zabójstw, nielegalnego
prowadzeniu wyścigów samochodowych oraz gangów ulicznych . - tym
razem na ekranie pokazał się nakręcony moment schwytania chłopaka przez policję
oraz jak policjanci prowadzą go w stronę więzienia. Twarz Hemmings'a spiętego
kajdankami, prowadzonego przez dwójkę policjantów nie wyrażała żadnych emocji. Nie
próbował się wyrwać, nie krzyczał, nie było po nim widać żadnego śladu załamania,
tak jak u innych więźniów. Zachowywał się jak zabójca, który zabijał z zimną
krwią, a to jeszcze bardziej powodowało, że czułam ogromną gulę w gardle. Każde
światło od aparatów skierowanego w jego stronę rozjaśniało mocno niebieskie
oczy. A on nawet nie mrugnął. - Oprócz tego w więzieniu był pod stałym
nadzorem lekarzy psychiatrów ze względu na swój niepokojący stan psychiczny. Z
tego powodu radzimy państwu nie opuszczać domu po godzinie dwudziestej drugiej,
do czasu schwytania mężczyzny. Niedługo odbędzie się konferencja prasowa w tej
sprawie, prowadzona przez komisarza policji Williama Carvera.
Mój palec automatycznie trafił na
czerwony przycisk na pilocie. Wzięłam głęboki wdech, a swój wzrok przeniosłam
daleko w stronę horyzontu, gdzie niebo stykało się z oceanem.
Gdzieś tam daleko Luke Hemmings
czaił się na swoją nową ofiarę.
Ale jedna niepokojąco prawdziwa myśl
nie opuszczała mojej głowy.
Tą
ofiarą byłam ja.
Anonymous's
POV
Mała
kafejka w dalszej części Sydney sprowadzała małą część klientów. Zaglądali do
niej jedynie studenci szukając jedynej deski ratunku przed egzaminami w postaci
niedobrej kawy. Ponure wnętrze i przekrzywiony, zakurzony szyld (źródła
podają, że kiedyś dało się na nim odczytać nazwę kawiarni lecz teraz została
zapamiętana jako "mała kawiarnia na rogu") nie zwracał zbytniej
uwagi przechodniów na ulicy.
Jake
Brooks nacisnął omszałą klamkę do drzwi, które otworzyły się z lekkim
skrzypnięciem i skrzywił się lekko na twarzy. Dźwięk małego dzwoneczka przy
drzwiach pobudziła przysypiające kelnerki na ladzie stołu. Niska blondynka o
mysich włosach nerwowo poprawiła fartuch i ruszyła za mężczyzną z malutkim
notesikiem.
-
Co sobie pan życzy? - spłonęła rumieńcem na widok mężczyzny, jednak on
niewzruszony stukał palcami w ladę stołu.
-
Czarną kawę poproszę.
Dziewczyna
pokiwała głowa, odgarnęła włosy z twarzy i odeszła z powrotem w stronę lady.
Brooks przełknął gulę w gardle i ze zdenerwowaniem
spoglądał to na okno, a to na zegarek, chociaż wydawało mu się, że im częściej
patrzy w jego kierunku, ten zaczyna zwalniać. W końcu kelnerka przyniosła do
jego stolika kubek pełen gorącego napoju i oddaliła się pośpiesznie chcąc
uniknąć wzroku bruneta. W tym samym momencie drzwi do kawiarni z powrotem się
otworzyły.
Skrzypnięcie.
Dzwoneczek.
Zakapturzony
mężczyzna wszedł do pomieszczenia. Kroki. Ciemny cień pada na bruneta.
-
Brooks. - warknął w stronę policjanta, a on przełknął szybko zawartość wrzącego
kubka.
Przestraszony zakaszlał, jego oczy się zeszkliły
przez poparzenie.
Mężczyzna
usiadł naprzeciwko niego oglądając całą tą sytuację z obrzydzeniem.
-
Jesteś żałosnym robakiem Brooks. Nie wierzę, że powierzam całą akcję takiej
osobie jak ty. Powinienem już dawno odstrzelić ten twój durny łeb. - wysyczał.
Policjant
przeniósł wzrok na mężczyznę i wziął spokojnie wdech. W jego oczach czaił się
gniew.
- Gdyby
nie ja, nie dostawałbyś tyle informacji. - wyprostował się - Liczę sobie na co najmniej
odrobinę szacunku.
Zakapturzony
mężczyzna pochylił się nad stołem i coś pod nim wyjął. Jake syknął gdy poczuł
ostrze noża wbijające mu się w udo. Czuł jak pod dżinsami cieknie mu gorąca
krew.
-
To ja dyktuję warunki śmieciu. Lepiej, żebyś się postarał i nie zwiał w
ostatniej chwili kłapiąc pyskiem. Możesz skończyć o wiele gorzej niż
Carverowie. Mów co wiesz.
Brooks
przełknął ślinę. Na jego czole pojawiły się delikatne kropelki potu, a rana na
nodze dawała mocno o sobie znać.
-
Tyler zgrywał głupiego, jak powiedziałem mu o ucieczce. Sądzi, że może chronić
młodą, ale gdy przypomniałem mu o jego bandzie i potyczkach z policją kazał mi
spieprzać. - jęknął policjant. - Ugh... możesz... trochę... WYJĄĆ TEN
CHOLERNY NÓŻ?!
Zakapturzona
postać zaśmiała się pod nosem i pochyliła jeszcze bardziej w stronę Brooks'a
tym samym obracając nóż w jego nodze. Policjant zdusił w sobie krzyk, a jego
oddech stawał się nienormalnie przerywany.
- Będziesz
jeszcze błagał, żebym cię zabił Brooks. - szepnął do jego ucha lekko się
uśmiechając. - Na razie się nie spisałeś, ale daję ci jeszcze jedną szansę.
Ta
suka będzie cierpieć.
A gra o życie zaczyna się teraz.

Hej wszystkim!
Wracam do Was z nowym rozdziałem.
Z góry przepraszam za błędy oraz to, że tak późno dodaję rozdział.
Szczerze mówiąc nie jestem z niego zadowolona, ciężko mi się go pisało.
Mam nadzieję, że chociaż odrobinę się Wam spodoba i oddałam dobrze te "złe" sceny.
Jeszcze staram się "odnaleźć" w tematyce, więc te pierwsze rozdziały mogą być różne...
No, a teraz sprawy organizacyjne.
O. MÓJ. BOŻE.
Na chwilę obecną jest ponad 4.7k wyświetleń na blogu i 1.8k na Wattpadzie.
Jeju, dopiero napisałam dwie notki... naprawdę, jesteście WIELCY! ♥
Nie wiecie ile znaczy dla mnie każdy komentarz, głos na Wattpadzie, wyświetlenie, czy nawet tweet - to ogromnie mnie motywuje, żeby pisać dalej i nie dołować się tekstami w stylu "jezu, co ty piszesz i tak nikt tego nie czyta".
*daje całusa przez monitor*
Jeśli chodzi o najbliższe rozdziały:
Idę w tym roku do 3 gimnazjum i jak wiecie, czeka mnie egzamin. Oprócz tego mam korki z angielskiego i francuskiego, więc mam nadzieję, że uda mi się to jakoś połączyć z pisaniem... jak coś będę Was informować na twitterze lub w aktualnościach w prawej kolumnie.
Na prawdę, nie chciałabym zakończyć tego opowiadania na 4 rozdziale, bo bardzo bardzo bardzo chcę je skończyć i przekazać je Wam jak najlepiej jak potrafię.
Na prawdę, nie chciałabym zakończyć tego opowiadania na 4 rozdziale, bo bardzo bardzo bardzo chcę je skończyć i przekazać je Wam jak najlepiej jak potrafię.
Więc, to chyba tyle z mojej notki... piszcie komentarze, motywujcie mnie dalej na Wattpadzie, piszcie na #PureFF (kocham czytać Wasze tweety haha), polecajcie to opowiadanie innym, piszcie na moim asku jak macie jakieś pytania... no i do nastepnego :)
Kocham Was x